środa, 30 listopada 2016

Reaktywacja :)
 
Dawno nic nie pisałam, aż do dzisiaj. Natchnęło mnie i dzielę się tym z Wami. :)
 
Świadomość to światło, to Obecność. Kiedy się pojawia, szczególnie po długo trwającej burzy, po czasie mocniejszej dysharmonii jest jak dzwonek na przerwę oznajmiający koniec długiego, męczącego dnia pracy. To odpoczynek, przerwa, regeneracja. To harmonia, to upragnione i długo wyczekiwane wakacje. Być obecnym to jak leżeć na kocu na pięknej łące w słoneczny dzień nie robiąc nic poza wsłuchiwaniem się w śpiew ptaków i spoglądaniem na leniwie przepływające chmury po niebie. Otwiera się serce. Do oczu napływają łzy ocierając je z kurzu. To jak wtulenie się w ramiona kochającego bezgranicznie Rodzica. Powrót do Stwórcy, źródła miłości. A raczej stanie się Nim, Tym. To spokój, to spowolnienie, to zatrzymanie się. Tutaj jest tak dobrze. W tle słyszę radość, dziecięcy śmiech i stukot bosych stópek po mokrej trawie.
To energia zmiany, przemiany, przeistoczenia, przepoczwarzenia - powrotu do Domu. To wzór boskiej harmonii wedle którego wszystko układa się na nowo. Wystarczy być obecnym. Tylko i aż.
Świadomość rozpuszcza obce wzory, wzorce i ustawia na nowo wszystkie cząsteczki. Idealnie, na swój wzór boskiej doskonałości.
Wypełniam się uczuciem wdzięczności i błogości.
Dar Obecności, świadomej obserwacji i odczuwania to największy dar jakim możemy obdarować samych siebie i tylko my sami możemy to zrobić, każdy dla siebie. To klucz do życia w wiecznym tu i teraz. To najcenniejszy, bezcenny klejnot – i każdy go ma. I tylko my sami możemy użyć tego klucza, każdy swojego dla siebie samego. Nie ma zbawicieli, ani wybawicieli. Inni mogą nam tylko pokazać nasz klucz i podpowiedzieć, żeby go używać. Nic więcej inni nam dać ani zrobić nie mogą w drodze do Domu. Tylko ja sama mogę wprowadzić siebie do raju używając klucza samoświadomości , którym tak naprawdę jestem w swojej istocie. Wszystko inne jest zewnętrzną kreacją. A stopień dysharmonii w życiu codziennym odzwierciedla 1:1 stan mojej świadomości na dzień dzisiejszy.
Wystarczy otworzyć okno, wziąć głęboki oddech i trwać.
Świadomość to przestrzeń stwórcza, w której przejawia się wszelka kreacja. .
Kiedy jest dysharmonia w postaci emocji świadomość zatraca się w formie, skleja się z nią, jednoczy i w ten sposób znika w iluzji i halucynacji.
Świadoma obecność odkleja od formy, tworzy przestrzeń. Dzięki tej przestrzeni boski ład może na nowo wlać się w formę przekształcając ją na swój obraz i podobieństwo. Powstaje raj na ziemi.
Co się dzieje z chorym ciałem?
Każda komórka zmienia swój kształt, kolor powracając do pierwotnej, harmonicznej formy. To jak wlewanie ciasta do foremek. Wibracje, w których aktualnie przebywamy są takimi właśnie foremkami, które możemy oglądać, dotykać i smakować ich w postaci naszego życia codziennego i wszelkich jego przejawów. My z samej natury jesteśmy doskonali, harmoniczni. Gdy ta harmonia się zaburza, a dzieje się tak od pierwszych chwil, kiedy pojawiamy się na ziemskim planie – zaczynamy wlewać naszą siłę życiową w obce wzory i zużywamy się robiąc wypieki, których tak naprawdę nie chcemy i nam nie smakują, a wręcz zatruwają nas.
Świadoma obecność przenosi nas w struktury ładu, miłości, zdrowia, porządku i obfitości. Stajemy się na nowy tym, kim jesteśmy ze swojej natury – boskimi, suwerennymi, wolnymi istotami duchowymi. Przestajemy być bublami genetycznymi. Iluzją jest stwarzanie życia w obcych wzorach, skarłowaciałych i szpetnych i wiara, że tacy jesteśmy na prawdę a potwierdzeniem na to ma być, że wszyscy wokół tacy też są.
Widzę boski fraktal, czuję go. Fraktal doskonałości, ciszy, spokoju, niewysłowionego piękna, słowa tam nie sięgają. Dzisiaj wybieram boski fraktal miłości, moją prawdziwą naturę, pierwotną esencję.
Co jeszcze robi świadomość?
Jest jak wielka woda, która burząc tamy zbudowane przez człowieka w celu regulacji rzek, wraca do swoich pierwotnych , naturalnych koryt. A więc wraca do swoich pradawnych, dziewiczych wzorów, wyrwanych jej siłą i przemocą przez ludzkość uwikłaną w służbę obcym wzorcom.
Dlatego powrót do całkowitego zdrowia może być bolesnym procesem, bo aby przywrócić równowagę i harmonię muszą zostać zalane wioski, pola GMO i wszelkie ludzkie konstrukcje powstałe w miejscu, w którym być ich nie powinno. Wow. To jest dopiero Armagedon, genialne.
A więc niech boli, niech lecą łzy i niech wydobywa się krzyk. Wracam do Domu. Stare niewłaściwe musi zniknąć aby zestroić się na nowo.
Coraz bardziej sobie przypominam i dziękuję za to :)
Kasia

niedziela, 22 lutego 2015

Spokój w kolorze zieleni

Maluję od niedawna. Każdy obraz jest przygodą, lekcją, doświadczaniem siebie w nowy sposób. Z jednej strony uczę się spontanicznie techniki, wypróbowuję nowe pędzle, farby, mieszam kolory, cieniuję, obserwuję jak farby zachowują się na podobraziu ... z drugiej strony jest to przygodna z kreacją, twórczością, odkrywam w sobie artystę, dotykam czegoś zupełnie nowego, czego do tej pory nigdy nie robiłam.
Kiedy malowałam "drzewa" czułam, że to jest TO! Że znalazłam coś swojego, jakiś swój sposób, styl, coś w czym czuję się wyśmienicie i bosko. Sam obraz czuję w ten sposób, że przedstawia on spokój, naturalny stan człowieka, mój naturalny stan. Spokój w kolorze zieleni. Zieleń to kolor natury, naturalności. Obraz wycisza mnie i uspokaja, wprowadza w bardzo przyjemny stan :)

Oto on:

 "Drzewa"



czwartek, 5 lutego 2015

Motylica

kolejny obraz ukończony, kobieta motyl :)


"Motylica"

Poprzez Motylicę przedstawiam moją własną, niezgłębiona jeszcze atrakcyjność. 
Motyl to dla mnie symbol przeobrażenia się, przeistoczenia z larwy. To życie pełnią, emanacja całym swoim pięknem, potencjałem i możliwościami. Motyl zachwyca. Motyl jest wolny. 
Larwa - gąsienica, przed przemianą żyje w zupełnie innej przestrzeni, otaczają ją inne energie aniżeli motyla. 
Dobrze jest mi znane życie z poziomu larwy ;-)
A gdzie teraz jestem? Mam nadzieję, że na etapie przeobrażania się, przemiany. Oczywiście wszystko są to tylko symbole :) 
Czy będę miała wystarczająco dużo siły, odwagi i pewności siebie, aby wyjść z wygodnych ale toksycznych nawyków i przyzwyczajeń?   Wyjść z biedy swojej własnej ciasnoty i ograniczeń? Przeciwstawić się masowej jak i swojej własnej ignorancji, bezrefleksyjności i lenistwu? Aby konsekwentnie wychodzić z ograniczającej świadomości zbiorowej, ze swojego wygodnego koła stagnacji, ze swojej bocznicy?
Czy przestanę całkowicie odgrywać role, które nie są moje? Czy uda mi się przestać odtwarzać i zacząć mówić swoim głosem i swoimi słowami? 
Czy starczy mi życia, żeby stać się motylem? Rozwinąć skrzydła na całą ich rozpiętość i zapłonąć swoim pięknem? Wzbić się ponad swoje własne ograniczenia, blokady i przeciętność?  Wspiąć się na wyżyny swoich własnych talentów i potencjałów, których na dzień dzisiejszy nie jestem jeszcze nawet do końca świadoma? Tak aby być prawdziwą sobą ? Mam nadzieję :) 
W każdym razie wiem na pewno, że chcę tak żyć aby na ten choćby jeden krótki dzień stać się motylem, swoją własną pełnią :)
 

piątek, 16 stycznia 2015

Mój nowy obraz

tym razem abstrakcja :)
Myślą przewodnią była odwaga.




Z obrazu "Odwaga" przyszła do mnie informacja dotycząca zaufania, zawierzenia sobie i w proces życia.
Wiem mniej więcej czego chcę, mam  ogólny zarys swojego celu, nie znam szczegółów. I to jest ok, nie muszę znać efektu końcowego w detalach. Jedyne co wiem, to jaki mam wykonać następny krok, aby się do tego celu zbliżyć. I to też jest w porządku. Wykonuję ten krok i wówczas, kiedy już to zrobię odsłania się przede mną następny i następny. Jeżeli aby dość do celu muszę zrobić np. 10 kroków to będąc na początku nie frustruję się, że nie znam kroku ósmego i dziewiątego. Zawierzam, odpuszczam bo ufam że informacja, pomysł, przyjdą w swoim czasie, w swojej kolejności. Cieszę się samą drogą.
A kiedy dochodzę do celu, zachwycam się :)
Jestem cierpliwa dzięki takiemu podejściu, ufna i wolna od nerwowości, niepewności i frustracji.

Teraz wystarczy tą wiedzę przenieść na życie codzienne i będzie git :)

wtorek, 11 listopada 2014

Odwaga

 ODWAGA – czym dla mnie jest, co ona dla mnie oznacza ?

Odwaga jest jak patrzenie na siebie od wewnątrz, czyli nie wychodzę już dłużej od wiedzy zewnętrznej, która mnie opisuje, określa, którą stworzył ktoś inny i którą ja zbierałam przez całe życie i przyjęłam za swoją, tylko punktem wyjścia jest patrzenie na siebie poprzez swoje własne wnętrze.
To jest podstawa, punkt wyjścia. Odwaga to pozwolenie sobie na to, aby żyć. W momencie kiedy wychodzę z wiedzy zewnętrznej i wchodzę w wewnętrzną – cały obraz siebie samej muszę narysować od nowa. Muszę wymazać to co już ze mnie nie rezonuje, nie współgra i nakreślić siebie na nowo na podstawie tego co jest we mnie, w moim sercu, co wypływa ze mnie samej. Zbudować siebie zupełnie na nowo, od podstaw. I do tego potrzebna jest odwaga. To jest pierwszy punkt, pierwszy etap.
Drugi etap to zacząć manifestować to, być w tym, wyrażać siebie na zewnątrz, mówić o tym. I do tego potrzebna jest jeszcze większa odwaga.
Pierwszy etap robi się samemu, w ciszy, poniekąd w ukryciu, w cieniu, w bezpiecznych 4 kątach własnego domu, pod takim płaszczykiem ochrony i bezpieczeństwa. Jest to proces: ja sama z sobą samą. Natomiast krok drugi to uzewnętrznienie tego, co się zrobiło wcześniej samemu. To interakcja z ludźmi, ze środowiskiem, które mnie otacza. Tu już jest trudniej. To co skonfrontowałam sama teraz muszę skonfrontować ze światem zewnętrznym. Tu potrzebna jest bardzo duża odwaga, dlaczego? Widzę tu bardzo dużo energii w postaci trudności, nieprzyjemności wynikających z niezrozumienia. Tu np. będzie trzeba się pokłócić, aby bronić swojego nowego terytorium, zrezygnować ze znajomych, którzy już do nas nie pasują. Nie wchodzić w sytuacje, których już nie chcemy doświadczać, trzeba nauczyć się odpuszczać, rezygnować, porzucać stare schematy i sposoby myślenia i postępowania.
Stare już do mnie nie pasuje, a nowego jeszcze nie ma, jest w budowie. Nie może być tak, że ja w środku wiem kim jestem i wiem czego pragnę ale ciągle żyję w dawny schematyczny i toksyczny sposób. To się musi wydarzyć, abyśmy mogli żyć w prawdzie z sobą samym. Nie można żyć w rozdwojeniu, w rozkroku. Stare musi odpaść.
Odwaga jest jak koła samochodu, bez nich samochód nie pojedzie. Bez odwagi nie ruszę z miejsca.
Odwaga jest naturalnym stanem każdego dziecka, niszczona w procesie wychowania. Ale nie na tym chcę się dzisiaj skupić …
Odwaga, co jeszcze? Nasuwa mi się myśl, że mam fałszywe przekonanie, że odwaga to domena mężczyzn, takich walecznych, bohaterskich, wojowników a kobieta ma być delikatna, uległa i podporządkowana, jej odwaga nie jest potrzebna.
Bycie odważnym. Jeżeli ktoś, tak jak ja, żył bardzo długo w lękach, bycie odważnym to jak urodzenie się na nowo. Widzę akcję porodową, każda kobieta, która rodziła, wie, że nie jest to łatwe i bezbolesne .. ale konieczne! Bez porodu nie ma nowego życia. Ale też ten moment, kiedy już dziecko się urodzi – nie ma większej magii i wspaniałości doświadczania cudu życia:-)))
Nasuwają mi się jeszcze słowa „rzuć wszystko i pójdź za mną”. Co to oznacza? Idź za głosem swojego serca, za swoją prawdą i zostaw wszystko, co nią nie jest, co nie jest twoje. To nie jest proste. Potrzebna jest odwaga. To przejście z ciemności do światła i świecenie swoim własnym blaskiem. To wyjście z czegoś, co było bardzo ciasne, ograniczające, niewygodne, z cierpiętnictwa, z biedy i przejście w świat radości,zadowolenia, obfitości, kreacji i rozwoju. W szczęście. To tworzenie nieba na ziemi. Odwaga, raz jeszcze, jak koła – samochodu, roweru, taczki, bez tego nie można przejść ani dalej iść. Nie bać się. Odwaga jest jak koła, dzięki nim my, jak pojazd możemy sunąć do przodu.
Człowiek odważny to człowiek, który kocha siebie, ceni siebie, zna swoją wartość, wie kim jest, jest określony, wie czego chce i dokąd zmierza, jest mocno osadzony i ugruntowany w sobie, w swojej wewnętrznej prawdzie, jest zintegrowany, mocny, silny, dba o własną przestrzeń a dzięki temu taka osoba potrafi kochać innych. Do tego potrzebna jest odwaga, aby tak żyć.
Warto! :)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Kobieta w błękicie


Martwica

Malowanie uświadomiło mi, że przez większość życia byłam martwa. Cierpiałam na wewnętrzną martwicę, byłam odcięta od własnej kreacji. Żyłam w jakimś zamgleniu, zamroczeniu. Byłam żywym trupem, mechanicznym odtwórcą ról. Innymi słowy, byłam nieszczęśliwa. To by wyjaśniało (aczkolwiek nie tłumaczyło) potrzeby sztucznego koloryzowania codzienności, w moim przypadku - bujnego życia towarzyskiego. Sztuczne nakręcanie się a pod spodem zgnilizna i rozpacz.

Wewnętrzna martwica.  Cywilizacja zombiaków, tak mi się rysuje współczesny świat, którego jeszcze niedawno byłam częścią, który zasilałam. Martwica, życie w ciągłym zamartwianiu się, strachu, lękach, którymi usprawiedliwia się swoje lenistwo ruszenia z miejsca. Przestrzeń narzekania, cierpiętnictwa, bo cierpienie uszlachetnia. Mnie już nie uszlachetnia. Ja już podziękuję martwicy. Wychodzę z doświadczania piekła na ziemi. Śmiem twierdzić, bo sama się przez to przeczołgałam, że każdy ma to co chce i każdy sam sobie stwarza swoją przestrzeń codzienności.
Co najlepsze a wręcz najwspanialsze - każdy w każdej chwili może podjąć decyzję o wyjściu z danej sytuacji, doświadczenia, z tego, co do niego już nie pasuje. Ja podejmuję właśnie decyzje wyjścia z mojej wewnętrznej martwicy!

Wchodzę w kreację, w zachwyt, w kolory, w słodką radosną melodię dnia codziennego. Tego właśnie teraz pragnę doświadczać, tego smakować, w tym być :) Pragnę tańczyć w rytm swojej własnej melodii którą stwarzam w każdej chwili i nie przejmować się tym, co myślą o tym inni, za kogo będą mnie uważać, jak mnie nazwą. Myśli innych ludzi to nie jest już moja sprawa.
Wybieram smak, wybieram radość, wybieram zachwyt nad życiem ! Pragnę aby kreacja płynęła przeze mnie nurtem rzeki, krążyła w moich żyłach i wypełniała mnie całą swoim pulsem :)

Życie jest cudem. Życie cudem jest.




piątek, 24 października 2014

NIE -DOSKONAŁOŚĆ

Mam z tym problem. Robiąc coś odczuwam niezadowolenie, dyskomfort kiedy to coś nie wyjdzie mi tak jak to sobie zaplanowałam wcześniej w głowie, umyśliłam. A więc jest to koncept w głowie, jakiś wyuczony schemat postępowania. I tak np. malując jestem niezadowolona, bo kreska wyszła krzywo, bo oko za duże lub za małe itp. nie jest „idealnie”.
Przecież już w przedszkolu uczą nas, żeby nie wychodzić za linię. Wszystko musi być prosto, równo, tak samo. Nauka precyzji, dokładności.
Szkoła – jest tylko jedna właściwa interpretacja zdarzeń, tego „co autor miał na myśli”, nie ma znaczenia co ja w tym odnajduję. A kto tak naprawdę wie, co autor miał na myśli?! A co z tekstami bez ram, z których każdy wyciągnie dla siebie coś innego, coś co jest mu na ten moment potrzebne do wzrostu i rozwoju? Zamiast kreacji i twórczości jest odtwórczość, odtwarzanie, powielanie.
Być idealną osobą. Perfekcjonizm.
Świat koduje nas ideałami piękna, a przecież nie ma ideałów. To wytwór marketingowców, którzy muszą się mocno napocić, aby zniekształcić naturę. Nie ma przecież jednej idealnej twarzy ani sylwetki tak jak nie ma jednego idealnego drzewa, czy pomarańczy czy kalafiora.
Myśląc o mechanizmie perfekcjonizmu pojawia mi się obraz fabryki wylewającej z metalu jednorazowe przedmioty użytkowe. Najpierw trzeba coś zniszczyć, sprowadzić do jednego poziomu (w tym przypadku płynnej masy), żeby potem można zrobić z tego nieskończoną ilość identycznych elementów. To jak te piękne twarze na okładkach podkręcone photoshopem. To absurd pokroju norm unii europejskiej dotyczących kąta wygięcia banana, czy długości psiego ogona (oczywiście rasowego).
Idealne, doskonałe rzeczy muszą być robione przez kogoś, kto się na tym zna, jest profesjonalistą, najlepiej z wykształceniem uniwersyteckim i certyfikatami potwierdzającymi jego kwalifikacje. Albo przez kogoś, kto jest prawdziwym ARTYSTĄ, kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju, kogoś o potężnym talencie i potencjale. To coś co jest promowane, co się wszystkim podoba i uznawane jest przez ogół za piękne i doskonałe, albo przez specjalnie wyznaczoną do tego celu komisję.
(..) mogę tak długo jeszcze ciągnąć temat, ale nie o to mi chodzi …