poniedziałek, 3 listopada 2014

Martwica

Malowanie uświadomiło mi, że przez większość życia byłam martwa. Cierpiałam na wewnętrzną martwicę, byłam odcięta od własnej kreacji. Żyłam w jakimś zamgleniu, zamroczeniu. Byłam żywym trupem, mechanicznym odtwórcą ról. Innymi słowy, byłam nieszczęśliwa. To by wyjaśniało (aczkolwiek nie tłumaczyło) potrzeby sztucznego koloryzowania codzienności, w moim przypadku - bujnego życia towarzyskiego. Sztuczne nakręcanie się a pod spodem zgnilizna i rozpacz.

Wewnętrzna martwica.  Cywilizacja zombiaków, tak mi się rysuje współczesny świat, którego jeszcze niedawno byłam częścią, który zasilałam. Martwica, życie w ciągłym zamartwianiu się, strachu, lękach, którymi usprawiedliwia się swoje lenistwo ruszenia z miejsca. Przestrzeń narzekania, cierpiętnictwa, bo cierpienie uszlachetnia. Mnie już nie uszlachetnia. Ja już podziękuję martwicy. Wychodzę z doświadczania piekła na ziemi. Śmiem twierdzić, bo sama się przez to przeczołgałam, że każdy ma to co chce i każdy sam sobie stwarza swoją przestrzeń codzienności.
Co najlepsze a wręcz najwspanialsze - każdy w każdej chwili może podjąć decyzję o wyjściu z danej sytuacji, doświadczenia, z tego, co do niego już nie pasuje. Ja podejmuję właśnie decyzje wyjścia z mojej wewnętrznej martwicy!

Wchodzę w kreację, w zachwyt, w kolory, w słodką radosną melodię dnia codziennego. Tego właśnie teraz pragnę doświadczać, tego smakować, w tym być :) Pragnę tańczyć w rytm swojej własnej melodii którą stwarzam w każdej chwili i nie przejmować się tym, co myślą o tym inni, za kogo będą mnie uważać, jak mnie nazwą. Myśli innych ludzi to nie jest już moja sprawa.
Wybieram smak, wybieram radość, wybieram zachwyt nad życiem ! Pragnę aby kreacja płynęła przeze mnie nurtem rzeki, krążyła w moich żyłach i wypełniała mnie całą swoim pulsem :)

Życie jest cudem. Życie cudem jest.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz